Pewnego dnia,postanowiłąm udać się na spacer.Odrobiłam wszystkie lekcje,a perspektywa kolejnych godzin spędzonych przy komputerze lub na czytaniu wydała mi się niespecjalnie atrakcyjna.Tak więc teraz podążałam wąskimi uliczkami parku,rozglądając się za kimś znajomym mimo,iż wiedziałam,żę większość koleżanek wyjechała do rodziny lub dochodziła do siebie po zjedzeniu ogromnej ilości lodów.Nagle,zobaczyłam Izę.Iza,była czternastoletnią znajomą z osiedla,którą każdy lubił za jej pewność siebie i opanowanie,nawet w sytuacji bez wyjścia.
-Hejka!-Krzyknęła,gdy tylko mnie zobaczyła.
-No hej,hej...-Odpowiedziałam niezbyt radosnym głosem.
-Co ci jest?-Zaniepokoiła się Iza.
-Aaa,nic!Po prostu tak mi się nudzi,żę nie wiem!Pewnie nie uwierzysz,ale...Tęsknię za odrabianiem lekcji!-Powiedziałam,na co moja sąsiadka wybuchła gromkim śmiechem.
-Skoro tak,to chodź!Pokażę ci coś!-I pobiegła w tylko sobie znanym kierunku.No i co ja miałam zrobić?Gdybym za nią nie poszła,Iza z pewnością potraktowałaby mnie tym wzrokim zbitego psa-A to trwałoby naprawdę długo!No więc pobiegłam i ja.
Po kilkunastu minutach,zobaczyłam sporą dziurę w ścianie stoku na ulicy Parkowej.
-Co to jest?-Spytałam.
-Jaskinia...-Odparła tajemniczo.
Po czym zeskoczyła na dół,pchnęłą wielki kamień w bok,i już po chwili zapraszającym gestem pokazywała mi "Jaskinię".
-Wygląda tak jakoś...Znajomo...-Powiedziałam.
Dziewczyna tylko machnęła na to ręką,po czym lekko pchnęła mnie do przodu.
-Tutaj straszy,Ann...-Powiedziała do mnie ze zdrobnieniem.
-Wiesz,Izz,to chyba nie jes..-Słowa nagle uwięzłu mi w gardle.Przede mną pojawił się makabryczny scenariusz.Ogromna gilotyna w parze ze sznurami do wieszania oraz nożami,które-O zgrozo-Miały w sobie jeszcze resztki ludzkich ciał...Miałam ochotę zwymiotować na Izkę za to,że mnie tu zabrała.Ale ona zniknęła...
-Iza?Izz?Izza?Izucha?-Wołałam cichutko.Na próżno jednak.Ziemia jakby się pod nią rozstąpiła.
Nagle,poczułam przeraźliwy chłód,i rozległu się ciche szelesty,połączone z krokami.Serce zaczęło mi bić jak oszalałe.Bałam się tego,co mogę zaraz ujrzeć.Przez chwilę łudziłam się,że mimo wszystko to była2 Iza-Nadaremno.Zza gilotyny wyłoniło się coś biało-czarnego.Byłą to kobieta w spalonej sukni,z prawie że spopielonymi dłońmi,Miała czerwone oczy,a jej wzrok był rozbiegany.Mimo,iż nie była jakimś wybitnym straszydłem,to jej wygląd przywoływał współczucie...I strach.
-Kimże jesteś,że przybyłąś do groty mej wiecznej męki i osamotnienia?-Zapytała mrożącym krew w żyłach głosem zjawa.Nie odpowiedziałam,bo już miałam mroczki przed oczami.Myślałam,że zemdleję.
-Ja jestema Anne...A...A ty?Kim TY jesteś?-Tylko tyle udało mi się wydusić.
-Jestem Klara Abervan di Caver-Amerykanka z czasów wojennych-Zaczęła swą opowieść kobieta,z wyraźnym smutkiem na twarzy.-Przyjechałam tu wraz z kuzynem lordem,odwiedzić moją dawną opiekunkę-Zofię.Była Polką-Bardzo zchorowaną, na dodatek-Miała już wszak 96 lat...Podczas biegu między ulicami,zobaczył mnie jakiś niemiec.Wycelował we mnie,i...Moje oczy nagle zrobiły się czerwone.Poczułam nieopanowany gniew,i...Rzuciłam się na niego,obdzierając bezlitośnie ze skóry.Wrzesczał przeraźliwie,a ja...Poczułam zapach krwi.Wtedy zrozumiałam-Jestem wampirem,bezlistosną bestią,która jest jedynie maszyną do zabijania,pasożytem,który żywi się ty,co pozwala żyć innym...Uciekłam z tamtąd.Wiadomości niemieckie grzmiały na temat tajemniczej napaści.Dowiedziałam się także,ze tamten oficer,którego zaatakowałam odzyskał przytomność,mimo ciężkiego stanu.Bałam się,że podczas procesu wskaże włąśnie mnie,ale się przeliczyłam...Uciekłam do jakiejś jaskini,nie chcąc na siebie patrzeć-Nie chciałam być bezlitosnym mordercą,dla którego jedynym skarbem jest cudza,życiodajna krew...
Nie wiem kiedy,i nie wiem jak,ale wojska niemieckie jakimś cudem znalazły się w tej właśnie jaskini.Opanowałam instynkt,po czym,bez jakiejkolwiek obrony,pozwoliłam im rozstrzelać się.
Moja dusza jeszcze długą tutaj krążyła.Myslałąm,że byłam tylko umysłem-Nikim więcej,lecz teraz wiem,zę jestem duchem.Cieszę się jednak mimo wszystko,że w takiej postaci nie mogę już nikogo skrzywdzić...Tu,łza słynęła Klarze po policzku.Ale ty?Co ty tu robisz?
-No więc...Przyszłam tu z moją koleżanką,Izą Jodłowską...Nazywam się Ania,ale mówią do mnie Anne...-Uśmiechnęłam się lekko,jednak znów powrócił lęk o Issę.
-Ale skoro nie mozesz już nikogo skrzywdzić,to co zrobiłaś Izie?
-Ta twoja koleżanka?Ona uciekła,chcąc ci zrobić kawał!Mam do ciebie prośbę,Anne...Zechciałabyć mi pomóc?
-Oczywiście-Odpowiedziałam Klarze.Jesli powiesz,czemu jesteś na wpół spalona...
-Mojego ciałą nikt nie chciał pochować,więc próbowano je spalić.Nadaremno.Jedynie moje dłonie nie przeszły jeszcze wówczas pełnej transformacji,więc mimo wampirzej siły,posiadały jeszcze ludzkie cechy-Na przykład ogromną podatność na uszkodzenia...A więc pomożesz mi?-Spytała kobieta z nadzieją w głosie.
-Ależ naturalnie!-Powiedziałam przyjaźnie.
Następnego dnia,prowadziłam do jaskini dalekiego kuzyna Izy,Kamila-Był on ministrantem,z uprawnieniami do udzielaniu chrztu,ślubu,komunii oraz innych.
-No więc o co chodzi?Dopytywał się chłopak,ciągnąc za sobą Izę,która iść tam nie chciała-Do jaskini...
-Ech,dowiesz się w swoim czasie!-Odpoiwiedziałam zdeterminowana do działania w słusznej sprawie biednej duszy,która dalej gdzieś się tu błąkała,byc może nawet nad nami.
Kiedy doszliśmy do jaskini,Klara już tam na nas czekała,uśmiechnięta od ucha do ucha,i wyraźnie wdzięczna za okazaną jej dobroć.
-Kamil,zrób co należy,aby ta miła pani mogła dostać się do neiba!-Powiedziałam z szerokim uśmiechem do chłopaka,który chyba kombinował,jakby z tąd najszybciej uciec przed straszną zjawą.-Noo...Okej...Skoro to ma jej pomóc...-mruknął,i wyjął z wielkiego niezbędnika Wodę Święconą,po czym z największym trudem uczynił znak krzyża na czole Klary,która zaczęła powoli znikać.
-Dziekuję wam...Za wszystko...Zwłaszcza tobie,Anne...-Szepnęła do głębi poruszona tą chwilą dziewczyna,po czym jej suknia nagle zbielała,oczy stały się szmaragdowe,a blond włosy na powrót zaczęły lśnić w słońcu.Pomachała tylko jeszcze do nas,po czym uniosła się w górę,do nieba...
Cieszę się,iż pomogłam temu dochowi,gdyż Klara okazała się niezwykle miła oraz przyjacielska.Mimo przerażającego wyglądu,wzbudzała sporą sympatię.Jestem bardzo szcęśliwa,że przyczyniłam się do spełnienia jej celu-Dostania się do nieba...
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz